Myślałam, że umrę, czyli o tym, jak było w Bieszczadach
Trzy
dni łażenia po górach, strome zbocza, tysiące schodów i pot lejący się ze mnie
strumieniami… Jakbym ruszała się tak na w-fie, to te przemiłe panie nauczycielki
mogłyby być ze mnie dumne, no ale cóż. Nie można mieć w życiu wszystkiego. Nie
byłam najlepszym sportowcem w szkole, ale za to nadrabiam teraz, na własną
rękę. Biegam (bywa), ćwiczę (czasami) i uprawiam piesze wędrówki przez Bieszczady.
Ot tak, dla zabawy.
Śmiałam się, piłam i poznawałam. A
zmęczenie? Powiem Ci w sekrecie, że zmęczenie po takim wysiłku jest cholernie
kojące.
MYŚLAŁAM, ŻE UMRĘ, CZYLI O TYM, JAK
BYŁO W BIESZCZADACH
A
nie było wcale tak źle, jak zakładałam. Przeżyłam te wycieczki na wysokie
szczyty i nawet nie musiałam zamawiać windy (warszawskie uzależnienie)! Chociaż
nie oszukujmy się – miałam lekkie kryzysy, szczególnie na stromych zboczach. Po
nich to miałam ochotę wchodzić na czworaka i w sumie niewiele brakowało, żeby
tak się stało. Jak to możliwe, że człowiek, który sporo ćwiczy i całkiem nieźle
radzi sobie z biegami, wysiada na stromej górce? Nie mam pojęcia, ale myślałam,
że wyzionę ducha. Gdzieś tam, na totalnie obcej mi ziemi. To była strasznie
dołująca perspektywa, która pozwoliła mi stawiać kolejne kroki. Nie chciałam zginąć
na jakimś szlaku. Albo umrzeć, bo zeżarłby mnie niedźwiedź…
Bywało, że zastanawiałam się, po
jaką cholerę to wszystko i czy nie lepiej oglądać te widoki z samochodu. Potem
jednak wchodziło się jeszcze wyżej i cały świat był na wyciągnięcie ręki. Niebo
łączyło się z ziemią, a słońce paliło ramiona. Wystarczyło usiąść, spojrzeć w
dal i stwierdzić, że życie jest totalnie nieprzewidywalne i tyle dla nas ma, że
nie można tego ogarnąć zmysłami… Wystarczyło trochę posiedzieć, żeby się z tym zaprzyjaźnić.
Może jeszcze nie pokochać, ale na pewno mocno polubić!
Dwernik-Kamień,
Mała Rawka, Wielka Rawka, Krzemieniec, Tarnica, Bukowe Berdo. A to wszystko w
trzy dni. Pierwszego myślałam, że umrę; drugiego myślałam, że umrę; trzeciego
chciałam jak najszybciej przejść te 30 kilometrów, które sobie zaplanowaliśmy
ze znajomymi. Ale w końcu przestałam się śpieszyć. Zaczęło mi się to wszystko
niesamowicie podobać. To ściąganie kurtki co pięćdziesiąt metrów i zakładanie
jej znowu, bo zimno; ból w łydkach był spoko; 956 schodów na Bukowe Berdo nie
załamało, a do tego wszystkiego góry…
Pytali, czy w przyszłym roku znowu
jedziemy w Bieszczady. Zapierałam się, że nie ma takiej opcji. Dzisiaj
stwierdzam, że chciałabym posiedzieć tam dłużej. I pochodzić po innych górach.
I wypocić wszystkie problemy. I być. I nie zastanawiać się. Tylko iść, gdzieś,
nie oglądając się za siebie.
A
wiecie jaki jest największy skutek uboczny całego tego wypadu? Wiedziałam, że z
górami się pomęczę, ale w końcu będziemy przyjaciółmi. W końcu lubię miejsca,
które uspokajają, a Bieszczady robią to dobrze! Nie sądziłam jednak, że zacznę
słuchać rapu… Ale co zrobisz jak przez siedmiogodzinną drogę na koniec świata puszczają
tylko to. W Bieszczadach również. I w drodze powrotnej też. Pocieszam się tylko
tym, że to nie był rock ani metal, bo tego bym niestety nie zniosła. Chyba
nawet nie dojechałabym do Wetlinki. Zginęłabym gdzieś po drodze.
Dziękuję pięknie panowie, rap
jeszcze zniosę. Chociaż w domu to chyba pomyślą, że postradałam zmysły. Magda i
rapsy. Może ja za dużo tam piłam (tylko nie mów mojej mamie, shh) i pomieszało
mi się w głowie? Da się z tym żyć?
Swoją drogą – może z tej wycieczki
przywiozłam sobie coś więcej niż brudne ciuchy (Boże, dawno nie miałam tak
wielkiego prania!) i pakiet wspomnień. Ale to już czas pokaże. Póki co idę się
nurzać w rapie. Może nie zginę. Może.
PHOTO: Ewelina (pozdro!), chociaż dziwię się, że nie ja :D
Góry mają coś takiego w sobie, że dodają siły, otwierają człowieka na nowe - może stąd u Ciebie te rapsy?:) Fajnie, że urlop Ci się udał!
OdpowiedzUsuńA może po prostu to wina ludzi, którzy potrafią tym zarazić? Nie wiem :D
UsuńW Bieszczadach byłam w zeszłym roku. Co prawda nie chodziłam tak duzo jak Ty po górach, ale podobało mi sie tak. Ostatnio też byłam w górach i chętnie bym tam wróciła. Góry mają w sobie coś niezwykłego.
OdpowiedzUsuńOj mają, mają!
Usuńlubię góry ale moja kondycja jest równa 0 :d pewnie bym zdychała po pierwszym mini wzniesieniu :P (lubię widoki z gór itp ale wychodzenie na nie już jest gorsze :P )do chodzenia zdecydowanie wole proste tereny :D i tak jestem w stanie przejść spacerkiem nawet 12 km :)
OdpowiedzUsuńE tam! Widziałam ludzi strasznie otyłych, którzy wspinali się na szczyty to co tam kondycja! To tylko taka wymówka!
UsuńWyobrażam sobie te męczarnie ;_; :D Wiadomo, że zmęczenie jest... Ale satysfakcja, że dałaś radę również :) Ćwiczysz, biegasz, masz kondycję, no ale góra to góra - level hard :D Chodzenie po górach to cudowna sprawa i piękne wspomnienia, widoki ^^ To, że zaczęłaś słuchać rapu to okej :) Zazdroszczę tego wypadu. Muszę kiedyś pojechać w Bieszczady :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńludziesamotni.blogspot.com
Góra to masakra, ale warto było! <3 Jedź w Bieszczady, odsapnij!
UsuńW tamtym roku pierwszy raz widziałam góry. Bieszczady. Niestety zabrakło okazji wchodzenia na szczyty, zdobywanie szlaków, jednak i tak byłam zachwycona widokiem. Mogłam siedzieć na niewielkiej górce i patrzeć na dół, na Solinę. Wspaniałe wspomnienia, pomimo braku wody w domku, ciągłych deszczy. Kiedyś tam wrócę i zdobędę to, co jest mi przeznaczone :)
OdpowiedzUsuń>FOXYDIET<
Oj, następnym razem musisz pochodzić po górach. A na Solince nie byliśmy :(
UsuńBieszczady! Jakie cudne miejsce. Szkoda tylko, że gdy ja tam byłam dawno, dawno temu (dobra, to dawno to tylko trzy lata temu) to lało i z łażenia po górach nic nie wyszło (Bieszczady ,,na mokro" to bardzo niebezpieczne miejsce podobno). Ale za to Solina
OdpowiedzUsuńZmęczenie? A powód jest bardzo prosty- niższe ciśnienie, różnice temperatury i człowiek męczy się szybciej niż zwykle. Ale jak miło się po takim wysiłku wypoczywa ^^
Deszcz jest najgorszy w górach, niestety wtedy to nie da się nic zrobić.
UsuńPrzez to ciśnienie to myślałam, że mi głowa pęknie :D
Tarnicę również zdobyłam i dodatkowo Łopiennik. Większość czasu zwiedzaliśmy i to również było wyczerpujące. W przyszłości planujemy wrócić do Bieszczad tylko i wyłącznie po to, by "połazić" :-)
OdpowiedzUsuńTarnica zbyt zatłoczona jest jak dla mnie :(
UsuńGóry są przepiękne - ja zawsze to powtarzam! Mi najbardziej zimą się podobają, zwłaszcza kiedy siedzisz na szczycie, a przed sobą masz zaśnieżone pasma górskie i w dole takie tyci, tyci maleńkie domki *.*
OdpowiedzUsuńJednak nawet latem to jest po prostu coś, co gra mi w duszy, choć upały trochę studzą mój zapał na zdobywanie kolejnych szczytów. Taki zimoluch ze mnie, co ja zrobię?
Bieszczady są fajne, ale zbyt wielu okazji, żeby po nich połazić nie miałam. Muszę to kiedyś nadrobić, bo takie wyrwanie się z miasta jest czasami bardzo potrzebne, wręcz wskazane :D
Co do rapu - nie przepadam, ale toleruję i żyć się z tym da serio, serio :)
Fajnie, że wypoczęłaś (choć to może nie jest zbyt dobre określenie), życzę więcej tak owocnych wyjazdów :D
Zimą to bym się bała wchodzić po takich stromych zboczach.
UsuńBieszczady to ja mogę polecić. Chciałabym już wrócić!
Czuję, że się da, bo cały czas słucham :D
Dawno temu również byłam w Bieszczadach. Nie wspinaliśmy się tyle, ale w tym roku na wycieczce klasowej chodziliśmy po górach tak jak jeszcze nigdy w życiu nie musiałam. Myślałam, że umrę, ale szczególnie nie zasmuciła mnie perspektywa śmierci w górach. W końcu jednak, po tym jak zgubiłam się kilka razy z inną wolno idącą na końcu grupką, wróciłam do domu! W kawałkach, spalona słońcem i z nogami do amputacji, ale jednak :>
OdpowiedzUsuńGdybym musiała słuchać tyle rapu chyba bym sobie uszy odgryzła X.X Już lepszy byłby rock i metal ;)
Pozdrawiam
VIOLET END
Można polubić to chodzenie po górach ;D
UsuńNie mogę się z tym zgodzić, niestety. Umarłabym z metalem :D
Kuuuurde, gdybym wiedziala to prosiłabym o pocztówkę :(((
OdpowiedzUsuńfajnie, ze nie umarlas i moglas napisać ten post. Czasami sie zastanawiam czy dalabym radę ze swoja kondycją wspiąć się na górę. Mam nadzieje, ze kiedyś się dowiem/Karolina
Nawet siostrze zapomniałam przywieźć :( Nie było czasu ostatniego dnia, deszcz nas wygonił i dupa wyszła.
UsuńWbijaj na szczyty, da radę przezyć!
Ja kocham góry:D bo sa idealne na każda porę roku. Latem,żeby chodzić (nawet jeśli to jest męczące, to mam dokladnie takie samo wrażenie jak Ty - nic, tylko zakochać się w przyrodzie i widokach), zimą, żeby jeździć na nartach ;) No i zawsze są cudowne, o! A towarzystwo to atut, który jest wartością samą w sobie i nawet jesli z jakiegos powodu otoczenie nie jest fajne,to z super ludźmi boku uma to mneijsze znaczenie :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com :)
Towarzystwo to jest po prostu najważniejsze na świecie!
UsuńTemat postu jest tak pocieszny, że nie dało sie nie usmiechnąć :D Mi się marzy łażenie po górach z moim lubym, ale kiedy mu to zaproponowałam zwyzywał mnie cztery pokolenia wstecz od nieodpowiedzialnych i na koniec skwitował to krótkim 'nie martwisz się o swoje kolano, to teraz ja będę. Od dzisiaj to moje kolanko'. I tyle na temat moich górskich wędrówek :)
OdpowiedzUsuńFajnie się czyta o mile spędzonym czasie. Ale gdyby ktoś słuchał polskiego rapu w samochodzie to chyba bym z niego wyszła, autentycznie :)
Buziaki!
smile-for-me-beautiful.blogspot.com
Hahaha jaki kochany! :D
UsuńE tam,, dałam radę i sama zaczęłam słuchać. Taka sytuacja.
Jak się złapie bakcyla to właśnie pod górę jest nawet całkiem przyjemne xD Ból w łydkach i tak dalej da się przeżyć. A alkoholu nigdy za wiele xD
OdpowiedzUsuńDla mnie najprzyjemniej było chadzać po płaskim :D
UsuńMoim marzeniem są góry, a zwłaszcza wejść na sam szczyt. Bardzo ci zazdroszczę tych Bieszczad, ale w przyszłości sama się też na nie wybiorę. Moją miłością jest rock i metal, ale też się przekonałam do rapu, ale poprzez słuchanie pewnego artysty :)
OdpowiedzUsuńdziennik lisa/
Polecam Bieszczady każdemu, kto ma ochotę spróbować swoich sił!
UsuńNigdy nie byłam w Bieszczadach, po górach też jakoś bardzo często nie chodzę, chociaż byłam w Pieninach, Karkonoszach i Tatrach. Ale uwielbiam oglądanie świata z wysoka - to uczucie, gdy masz świat u swych stóp... dlatego lubię rozmaite punkty widokowe - wieże, wzgórza, pagórki, góry i tak dalej. Tego lata byłam przejazdem w Tyrolu i pensjonat był położony w Alpach, na samym szczycie góry, jazda samochodem po krętej drodze była, hm, niezapomniana. Ale widoki obłędne. Zwłaszcza rano, gdy wszystko było spowite mgłą. Magia.
OdpowiedzUsuńWidok z gór jest niewiarygodny, ale trzeba się jeszcze tam wspiąć, to już inna sprawa;) Ale taka wyprawa musiała być niezapomniana.
Ja rapu nie słucham, chociaż ostatnio mam małą fazę na ,,Gangsta's Paradise". Ta piosenka jest uzależniająca.
Dobrze, że nie zginęłaś:D
Pozdrawiam ciepło!
P.
Te jazdy po krętych drogach doprowadziły mnie do bólów głowy :D
UsuńWspinaczka jest najgorsza, ale przyznam szczerze, że warto!
Nie zginęłam i może w przyszłym roku ruszę w Tatry?
Haha, co za rapsy były puszczane na wyjeździe? Niech zgadnę: mieszanka studencka Taco Hemingway'a, Kękiego z Radomia i "kiedy patrzę na ciebie jesteś fajna, aaaaaj / dla mnie masz stajlaaaa!" ;D
OdpowiedzUsuń"Cały świat był na wyciągnięcie ręki" - a teraz wróć na ziemię, do rozdawania klientom koreczków z pasztetem. Takie właśnie życia umieścił nam świat w zasięgu ręki i codzienności... :C
No właśnie chyba tego nie było :(
UsuńMasz coś do koreczków z pasztetem?! (Tego to jeszcze nie rozdawałam...).
Wszystko przed Tobą! ;*
UsuńXD
Ahh te przysłowiowe Bieszczady.. zazdro sama z chęcią bym pojechała ;>
OdpowiedzUsuńHaha, fajne przeżycie. Uwielbiam widok z gór. Zachwycam się zawsze takimi widokami. Fajnie, że jakoś dałaś radę, na pewno wysiłek fizyczny sie opłacił :)
OdpowiedzUsuńCzułam jak mi dupa rośnie!
UsuńAh, widzisz! Ogólnie rap nie jest taki zły, w zalezności kto rapuje i o czym - zresztą jak w każdej piosence. Jeżeli chodzi o góry też się na nie wybieram już niedługo, wiec i ja przywiozę "masę" wspomnień a to one będą z nami na zawsze. Nie ma co narzekać - wszystko ma swoje plusy ! :)
OdpowiedzUsuńLeć w góry! Nawet ja polecam! <3
UsuńKiedy zobaczyłam tytuł wpisu, od razu wiedziałam, że przeczytam tekst od deski do deski :D I trochę się pośmiałam - wybacz! - ale to dlatego, że przypominałam sobie swoje wypady ze znajomymi w góry. Tylko ja już jestem ostateczną sierotą, co zawsze ledwo ledwo na końcu idzie, zipie i umiera. Ale literalnie UMIERA. :D Co najgorsze po takim wypadzie, moim skomleniu i narzekaniu, i tak mam przeświadczenie, że z chęcią pojechałabym jeszcze raz! I o co w tym chodzi? ;) To chyba magia gór ^^
OdpowiedzUsuńGóry są po prostu... Ech, chciałabym wrócić i tyle!
Usuń