Przysięga
Nie pamiętam ile razy mnie uderzył, ale ten
pierwszy raz znam aż za dobrze. Bywa, że budzę się w środku nocy, zlana potem,
oddech mam przyśpieszony a na policzku czuje odcisk jego dłoni. Czasami płaczę.
Zaczęło się jak zwykle. Para przyjaciół
poznała nas ze sobą. Dwójka ogarniętych pożądaniem nastolatków, która nie wie
co to miłość. Były dni, że wszystko układało się po mojej myśli. Jego ramiona
obejmujące mnie w ten specyficzny sposób. Jego oddech na mojej szyi i namiętne
pocałunki na tylnym siedzeniu jego samochodu. Potem wracał na scenę i nie
widziałam go przez kilka tygodni, jednak dzwonił kilka razy na dzień.
Walka z uzależnieniem zaczęła się parę
miesięcy po ogłoszeniu naszego związku. Narkotyki miały większe znaczenie niż
ja, niż scena, niż cokolwiek innego. Przestał liczyć się śpiew, fani też nie
byli już częścią jego życia.
Oczywiście były terapie. Prośby
przyniosły krótkotrwały sukces. Ponad miesiąc na odwyku, a później przysięgi,
że to koniec.
Że mnie kocha też przysięgał.
Odstawienie kokainy odbijało się na jego
samopoczuciu. Częściej wpadał w złość. Denerwował się z byle powodu. Krzyczał.
W końcu nie wytrzymał. Uderzył mnie z otwartej dłoni w policzek. Wściekłość w
oczach zmieniła się w rozczarowanie sobą i szczere przeprosiny. Obiecywał, że
to się nie powtórzy. Że to pierwszy i ostatni raz.
To była zwykła kłótnia, jakich mnóstwo w
związku, ale skończyła się na czerwonym śladzie na mojej twarzy.
Bolało. Bolało jak diabli, nie tylko
fizycznie. Większy ból był moim sercu, ale miłość jest ślepa. Kiedy kogoś
kochamy to wierzymy mu bezgranicznie i nie patrzymy na błędy. Stoimy po stronie
ukochanego, bo przecież wszystko się zmieni. Wszystko będzie dobrze. I zdarza
się, że jest dobrze.
Ale mój przypadek był inny.
Miał przebłyski romantycznego typa, który
czarował mnie w sypialni i romantycznej knajpce, gdzie tylko za zasługą swojego
nazwiska mógł zdobyć miejsce w tak szybkim tempie. Zdarzało się, że
siedzieliśmy przytuleni w salonie, oglądaliśmy komedie na wielkim monitorze,
nie przejmując się tym, co będzie jutro.
Bywało, że wytrzymywał tak kilka dni.
A potem koszmar wracał. Chęć przejęcia
władzy, chciał dominować. A ja byłam na tyle głupia, żeby nadal tkwić przy jego
boku. Okłamywałam innych. Mówiłam, że jest dobrze. Że to, co było to
przeszłość. Że narkotyków już nie ma. Rzeczywiście nie było. Ale narkotyki
zabrały mi to, co najcenniejsze. Tego słodkiego chłopaka, w którym się
zatraciłam, który skradł mi serce i przez którego okłamywałam samą siebie.
Swoje zachowanie argumentowałam tak: to tylko przejściowy etap. Miał kryzys,
sięgnął po narkotyki, to wszystko minie.
Wmawiałam sobie, że kiedy jeszcze raz
podniesie na mnie rękę to odpuszczę. Spakuje swoje rzeczy, zatrzasnę mu drzwi
przed nosem i wrócę o domu.
Aż żal mi słuchać moich wywodów. Byłam tak
bardzo zatopiona w przeszłości, że nie mogłam odnaleźć się w rzeczywistości.
Dlatego mnie karano. Dostawałam to, na co zasłużyła, ślepo wierząca w wieczną
miłość małolata.
Jednak w końcu oprzytomniałam.
Kiedy pewnego dnia mój chłopak wrócił do
domu kompletnie pijany w środku nocy, zapalił lampkę w salonie i kazał się
rozbierać wiedziałam, że to koniec. Szarpiąc się z nim, łkając i błagając
doszłam do wniosku, że to musi się skończyć. Albo ja, albo on. Wybór był prosty.
Kiedy moja domniemana miłość usiadła na
mnie okrakiem, przycisnęła ręce do łóżka i całowała z taką zapalczywością, że
odbierało mi oddech zrozumiałam, że tak od dłuższego czasu wygląda nasz
związek. Jestem zamknięta w małej przestrzeni, a on używa całej swojej mocy
żeby to się nie zmieniło. Jego usta smakowały czystą wódką, ruchy były szybkie
i ostre, wzrok zamglony. Nawet nie widział łez upokorzenia spływających po moim
policzku. Kiedy wychodziłam też nie widział.
Pozbierałam ubrania z podłogi, wrzuciłam
na siebie dres, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam zostawiając po
sobie tylko swój zapach.
Nie wróciłam do domu, nie miałam tyle
siły i odwagi żeby stanąć oko w oko z moim bratem, który spojrzałby na mnie tym
swoim wzrokiem, jakby wiedział wszystko od dawna. Nic by nie powiedział, ale
czułabym jego politowanie. Nie mogłabym też spojrzeć w oczy matki, która
uważała syna za świętego, który nigdy, ale to nigdy nie zrobiłby krzywdy nikomu.
Wprowadziłam się do podrzędnego hotelu.
Zapłaciłam jego pieniędzmi. To była jedyna rzecz, oprócz wspomnień, które mi po
nim zostały. W śmierdzącej łazience wzięłam zimny prysznic. To była moja
metamorfoza. Zmywałam wszystko to, co przeszłam. Chciałam pozbyć się śladu jego
obecności.
Stałam się kimś zupełnie innym. Przestałam
wierzyć w miłość. Przestałam ufać wszystkim ludziom. Przestałam być małą
dziewczynką, którą można łatwo skrzywdzić.
PHOTO: dahiana candelo
boże świetny ! ;o Już od dawna nie czytalam tak dobrego imagina ;o
OdpowiedzUsuńEj, dobre :D Spodobało mi się, czekam na następne :D
OdpowiedzUsuńA tymczasem, zapraszam na 1 rozdział o Justinie :) Liczę na rewanż :)
http://forever-and-together-okey.blogspot.com/
Jeju, jeju, jeju, jeju! Tak strasznie się cieszę, że założyłaś tego bloga- mam jeszcze więcej okazji, żeby podziwiać twój wspaniały talent. Imagine jest prawdziwe, nie piękne, nie słodkie ale prawdziwe. Uwielbiam takie tematy, uwielbiam ludzi którzy nie boją się o nich mówić. Czekam na dalsze posty i proszę informuj mnie na twitterze @ThisIsTheSwagie
OdpowiedzUsuńo mój boże. niesamowity. pierwszy raz czytam tak dobrego imagina, aż nie wiem co powiedzieć. @AuneBieber
OdpowiedzUsuńJezu rzadko kiedy można przeczytać tak wspaniałego imagina *.* Fajnie że pokazałaś prawdziwe życie nie kończące się happy endem tylko szczerze oddałaś emocje, uczucia. To co napisałaś jest cudowne,fenomenale,fantastyczne i brak mi słów dlatego jeśli możesz to informuj mnie o następnych na twitterze @bieber69jerry :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę dobre :) masz talent. @MrShawtyMane
OdpowiedzUsuńNaprawdę fajne, chociaż nie gustuję w takich imaginach, raczej w zupełnie innych rodzajach, ale super! :D Zapraszam do mnie --> http://julia-and-kin.bloblo.pl Na bloga o Justinie. (:
OdpowiedzUsuńOMG! :o BOSKI! ryczeć mi się chciało!
OdpowiedzUsuńjakoś nie mogę sobie przed oczami wyobrazić TAKIEGO Justina! :o
Masakra! Świetny na prawdę! informuj mnie na tt! :)
@Michaelowax3
to jest naprawde cudowne *.* wzruszylam sie.. to pokazuje nam inne strony milosci, te zle. Szkoda niestety ze nie jest idealnie choc mam swoje zdanie i wg mnie milosci wlasnie nie ma wiec tak jakby wczuwam sie w ta bohaterke. Podoba mi sie bardzo i swietnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńMasz talent! Nie gustuję w takich imaginach, ale ten serio mi się spodobał, pisz dalej :)
OdpowiedzUsuńNie no fajnie piszesz ;) chociaż ciężko mi się to czytało, bo poprostu nie mogłam sobie wyobrazić Justina w roli takiego chuja ;o
OdpowiedzUsuńWow. Czytając zastanawiałam się kto okaże się tym damskim bokserem, ale żeby Juju? Hm... Jakoś nie pasuje mi do tej roli. No ale wybór był Twój. Powiadom mnie na tt jak napiszesz coś nowego, ok? @Baskuu . :) Buziaki. xoxo
OdpowiedzUsuńhttp://my-official-life-style-fashion-photos.blogspot.com/
Zaskoczyłaś mnie. Ten tekst u góry brzmi tak realistycznie. Mam nadzieje, że już nie będziesz więcej pisać takich wpisów. Wystraszyłaś mnie.
OdpowiedzUsuńNie rób już więcej z Justina narkomana i boksera damskiego, ok?
Daj znać, jak napiszesz coś nowego - @ItsJoasia.
zapraszam na moje opowiadanie (zakończone)
http://stuck-in-the-moment-jb-julia.blog.onet.pl/
Omnomnomnomnom. *.* aż chce się takie coś czytać. ;) jest to wspaniały pomysł byś pisała. <3
OdpowiedzUsuńOMG ! To jest boskie.. pierwszy raz w życiu, czytam coś takiego.. No i oczywiście bardzo podoba mi się też ukazane tutaj inne oblicze miłości. BRAWO MASZ TALENT ! @__CanadianBoy
OdpowiedzUsuń:') CUDO,CUDO I JESZCZE RAZ CUDO!!! BRAK SŁÓW,ŻEBY OPISAĆ CO TU STWORZYŁAŚ :)
OdpowiedzUsuń') CUDO,CUDO I JESZCZE RAZ CUDO!!! BRAK SŁÓW,ŻEBY OPISAĆ CO TU STWORZYŁAŚ :) @swag_usa
OdpowiedzUsuńDopiero zaczynam czytać. Narazie zapowiada się super.:) to mój TT @BazUu69
OdpowiedzUsuńMusze powiedzieć ,że nac początku czytania nie spodziewałabym się ,ze to może być Justin.Cała opowieść jest cudowna .Wciągnęłam się i mam zamiar czytać dalej
OdpowiedzUsuńŚwietne ! @LMWM
OdpowiedzUsuńInspirujesz. / hypnnotist.blogspot.com
OdpowiedzUsuńIntrygujesz.
OdpowiedzUsuńCzułam się tak jakbym czytała kartkę wyrwaną z pamiętnika. Wszystko zrobiło się bardzo realne.
Niesamowite. Tyle emocji we mnie wzbudziłaś. Najpierw poczułam strach, kiedy zaczęłam czytać pierwsze zdania. Później nadzieje: zamigotało mi pytanie w głowie "Może to nie skończy się źle". Później złość. Dużo złości. I smutek... że jest z tym sama i wstydzi się wyznać komukolwiek, że dzieje jej się krzywda. Smutek też dlatego, że miłość... jej miłość okazała się kłamstwem, rozczarowanie, bólem... miłość nie powinna kojarzyć się ze złymi uczuciami... a przynajmniej nie tylko z nimi. I w większości... a na koniec poczułam obrzydzenie i wstręt... Ale też dumę. Że w końcu przestała się usprawiedliwiać. Że się ogarnęła... przestała wierzyć w jego kłamstwa... Dumę i znowu smutek... Ta skrzywdzona kobieta zapewne jeszcze długo nikomu nie zaufa. A może nawet nigdy. Ten gnojek zabrał jej więcej niż tylko godność... zabrał jej cząstkę... zdeptał i stłamsił jej duszę... ale co najgorsze, zabrał jej dziewczęcą nadzieje i wiarę w miłość. Coś czego nie powinno odbierać się nikomu (A co z nami jest, nawet jak przekonamy się, że kochanie kogoś to nie taka prosta sprawa... że dawanie, a nie tylko branie to ciężki kawałek chleba i nie każdemu to wychodzi jak należy).
OdpowiedzUsuńOczarowałaś mnie... Piszesz niesamowicie. Tak naturalnie jakbyś przelewała na "papier" (w przenośni) swoje myśli.... I tak prawdziwie.
Zostaję, tylko z racji tego, że masz tego bardzo dużo będę stopniowo nadrabiać. Mam nadzieje, że uda mi się wszytko przeczytać... jak zauważyłam to Twoje wpisy nie są powiązane z resztą i nie tworzą jednego opowiadania? Jeżeli się mylę to zwróć mi uwagę. :)
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Spencer
Ooo, bardzo miło mi Cię gościć na mojej perełce. Wszystko co mi tutaj napisałaś dokładnie się zgadza i cieszę się, że ktoś tyle wyniósł z mojego tekstu. Jakby nie patrzeć to autor nigdy nie wie, w jaki sposób tekst zostanie odczytany. Ty zrozumiałaś mój przekaz idealnie i bardzo chciałam Ci za to podziękować.
UsuńChciałam również podziękować za to, że chcesz dalej zagłębiać się w moje historie. U mnie każdy post to inna opowieść. Może to dosyć dziwne, ale ja zawsze lubiłam coś innego i cieszę się, że mogę to jakoś kontynuować. :)
Czekam na Ciebie, dziękuję i pozdrawiam :)
Zgadzam się z Spencer Hastings. Niemalże czyta w moich myślach. Odczułam to samo, czytając ten rozdział, ale nie wiedziałam jak ładnie ubrać to w słowa.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału: cud, miód i ogólne zachwycenie. Nic dodać nic ująć.
Wyczuwam tutaj jakiegoś kogoś, kto pokaże jej że miłość jednak istnieje, tylko że ona poszukała w innym miejscu :P
Nie wiem czy dobrze myślę, ale z pewnością będę podążać za twoimi słowami chyba ma koniec świata! :P
Ja to nawet napiszę więcej niż słówko, bo wybrałaś sobie bardzo mocny temat, który pomimo tego o czym opowiada, paradoksalnie przypadł mi do gustu. Cóż jestem dziwna i lubię kontrowersje, oraz to co życiowe, a nie słodkie historyjki. Teraz żałuję, że trafiłam do ciebie tak późno i już chyba wiem na co poświęcę wolną niedzielę (na twój blog oczywiście).
OdpowiedzUsuńProste słowa, zazwyczaj krótkie zdania, streszczenie zapewne kilku lat życia dwójki ludzi, a jednak piękne i emocjonalne.
Nie zgodzę się, że gdy kochamy to zawsze stajemy po stronie tego którego kochamy. Wydaje mi się, że miłość powinna być zdrowa, a nie toksyczna, że nie jest bezinteresowna i że nie należy wszystkiego wybaczać, a nawet jeśli wybacza się to się nie zapomina.
Ja rozumiem, że stawała za nim murem, że na zewnątrz go broniła, ale wewnątrz... pozwalała mu, była współwinna jego przemocy, bo godząc się na nią sprawiała, że było trochę tak jakby nie tylko on wypłacał jej razy, rządził nią i ją gwałcił, ale trochę tak jakby sama siebie biła, ograniczała i gwałciła. Sama odbierała sobie godność marnując czas na kogoś takiego. Nie zasługiwał na nią.
Pozdrawiam:
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com
Miło mi będzie powitać Cię na moim blogu niedzielę, sobotę czy jakikolwiek inny dzień tygodnia. Cieszy mnie również, że Ci się u mnie podoba, tym bardziej ciszy fakt, że doceniasz zdania, które tworzę i emocje, które przekazuję. Dobrze, że je widać.
UsuńJesli chodzi o samą miłość ukazaną w tym tekście... Cóż. Myślę, że tak naprawdę wszystko zależy od człowieka, ale wychodzę z założenia - tak jak Ty - że miłość nie powinna boleć (czy to fizycznie, czy psychicznie). Po prostu... Pozwalała mu, a to nie jest dobre. I obróciło się przeciwko niej, bo raz podniesiona ręka będzie szła do góry następny i następny raz.
Dziękuję za komentarz:)
Oczywiście w środowisku panuje pogląd "uderzył raz, to uderzy po raz drugi, a potem też kolejny", ale ja się z tym nie zgodzę. Wierzę jednak, że ludzie mogą się zmienić. Nie każdy kto pije będzie alkoholikiem całe życie, nie każdy kto bił załóżmy pierwszą żonę, będzie bił drugą, nawet jeśli tą drugą raz uderzy - po prostu na razie może się skończyć. To oczywiście zależy przede wszystkim od tego co podnosił rękę, ale też od jego najbliższego otoczenia i także osoby, która oberwała.
UsuńCzy miłość nie powinna boleć? Filozofia taka, że... to zależy jak na to spojrzeć, bo zawsze bolą nas przykre słowa, które usłyszymy od bliskiej nam osoby, a jakbyśmy je usłyszeli od obcej to by się je olało. Wydaje mi się, że miłość to jednak też ból, bo to też poświecenie, pójście na ustępstwa. Oczywiście nie ból fizyczny, ale niekiedy ból zawodu, czy tego, że zawód się drugiej osobie sprawiło. Najbardziej jesteśmy krzywdzeni przez tych, których kochany i najbardziej krzywdzimy tych, którzy kochają nas i czasami robimy to bezwiednie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Miłość jednak nie powinna boleć fizycznie, no chyba, że w łóżku, jeśli ktoś lubi ostre klimaty.